Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.6.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.

śmiertelnego człowieka, zamknięte w dźwięk prostych, sosnowych skrzypiec.
Przedrzeźniał ten dźwięk miarowem, rytmicznem uderzaniem w pierś naszej łodzi, lecz nagle, zerwawszy się do wtóru niesłychanej nawałnicy, w niesłychanym pochłonął rozszumie najsilniejsze brzmienia mych strun.
Przypomniały mi się słowa »filozofa«, że sosnówki to instrument, który nas wodzi na pokuszenie.
Ostatkiem sił, gnany przestrachem, ledwie dotarłem do lądu.
Wzięła mnie chęć roztrzaskania skrzypek, tak, jak wówczas, kiedym na staroświecką nutę zagrał mojej dziewczynie, żądnej »szota«.
Ale było mi żal — tak, jak wówczas...
A możem stchórzył.
A może licho czekało, aż sam wyciągnę palce po sznurek...
Upokorzon i ośmieszon przez nieogarnięty i niezgłębiony Żywioł, w rodzinne powróciłem gniazdo, gdzie Marcin Kabłąk, który za waleczność otrzymał krzyż, nie zaznał spokoju, aż się powiesił, i gdzie »chuchem« tłomaczył mi krzyk czajek i kazał słuchać brzęku pszczół.
Anim się spostrzegł, że od tej chwili upłynął cały niemal żywot ludzki.
Nie miałem nadziei, że jeszcze popatrzę mu w oczy.
Żył...
Siedział na ławeczce, pod chałupą w pasiece.
Łysy, z sinemi dziąsłami, z brodą dawno niegoloną, podobną do jesiennych ściernisk, osnutych pajęczyną.
W rozpiętej koszuli na wklęsłej, zczerniałej piersi, w spodniach, przepasanych powrósłem, bosy, patrzał bezmyślnie w słoneczny przestwór.
— Już wam też będzie ze sto lat...
— A będzie.
— Nie poznajecie mnie?
— A nie poznaję.
— Pamiętacie bagna i czajki?