i, twe powieki całując,
niech mdleję! Boże! Boże!...
Znałam-ci w Aleksandryi
rozkochanego lutnistę:
śpiewem me serce zdobył,
oczy, jak ty, miał szkliste.
Lub ty — z tą piersią szeroką!
Bawola siła z niej bije!
W takich uściskach mi skonać,
zębami wgryzłszy się w szyję.
I któż mi dzisiaj powie,
że grzech w mem sercu noszę,
że świętszem jest wyrzeczenie
nad święte me rozkosze?
Że te w źrenicach Bólu
przymarłe skry są świętsze,
niż jasny promień żądzy,
co me rozpala wnętrze?
Słuchajcie mnie, kochankowie!
Nowy się żywot rodzi!
Weźcie mnie z sobą na głębie,
do swojej weźcie mnie łodzi!
Czem wam zapłacę? czem? prawda!
Któżby dziś mówił o tem?
Miłość za miłość! ho! hejże!
Sami sypniecie złotem!
Ty, ciemnowłosy, dasz perły!
Ty, najcudniejszy — nie kłamię —,
włożysz mi naramiennik
na krwią nabiegłe ramię.
Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.6.djvu/249
Ta strona została uwierzytelniona.