gdzie w rannym, cichym pacierzu
rośnie potęga Pana?
Żyjesz-li, matko moja?
Pamiętasz — o niech zginę! —
kiedyś za rękę wiodła
w dom boży małą dziecinę?
Ziół pełno rosło przy rowach,
zboże szumiało na łanach,
jak dziś w tym Pańskim śpiewie,
jak dziś w tych świętych organach.
Zrywałam wrzos i rozchodnik —
jaki kwiat w drodze się zdarzy —
i pęk tych niewiniątek
kładłam na stopniach ołtarzy.
Żyjesz-li, matko moja?
Jest jeszcze szereg długi
twych komnat? Snują się jeszcze
w dziedzińcach sługi i cugi?
O straszna, złowróżbna chwilo!
O straszne nieba i piekła!
kiedy się do mnie pokusa
z żarzącym szeptem przywlekła!
Gdzie jesteś, mężu zdradzony?
O gdzie wy, moje dziecięta?
Oddane cudzej opiece?! —
Ojciec czy o was pamięta?...
Wzgardzone łzy mnie dławią
i srom się za mną wlecze —
za wiele łez i sromu
na jedno serce człecze!
Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.6.djvu/252
Ta strona została uwierzytelniona.