Skał tych nie upstrzył; żmija niema żeru,
A z trupich czaszek, które tu spotykasz,
Uszło już dawno robactwo, wyssawszy
Wszystkie z nich soki.
ALETHEJ.
Może...
SZYMON Z KYRENY.
Czybyś wątpił
O tem, co widzisz własnemi oczyma?
Tak! tak! szczególni z was ludzie!... Wątpieniem
Wypędziliście już bogów z Olimpu,
A na ich miejscu stawiacie — wątpienie.
ALETHEJ.
Nie!... Do tej chwili czuję oddech głosu...
Jest tu ktoś trzeci między mną a tobą...
Znów...
GŁOS DUSZY WYGNANEJ Z RAJU.
Lucyferze! dlaczego śród ludzi
Zostawiasz duszę, gdzie jej tak samotno
I tak jej smutno...?!
SZYMON Z KYRENY.
Prawdziwie... W powietrzu,
Cichem, miesięczną dyszącem zadumą,
Niby jęk zadrgał... Widać, niezupełnie
Gwar ucichł w mieście... Widać, wrzask motłochu
Na sowich skrzydłach dolatuje nawet
Do szczytów Śmierci... U bram Jeruzalem
Porozkładały się tłumy, przybyłe
Na święto Paschy... Pewnie wielbłądnicy
Strzegą swych zwierząt, by się nie rozbiegły...
A może miasto już przed świtem wstaje,
By się nie spóźnić w drogę na to wzgórze.
Tak... tak! ciekawość chodzi po zaułkach