Tem coraz większy i mnie lęk ogarnia,
Jakbym miał skonać z nim razem... A może
I to jest złuda... Wątpienie tak moje
Przeżarło kości, że chyba już nigdzie
Nie znajdę kuli, o którąbym wsparty
Mógł przejść przez życie bez szwanku...
Dziś wątpię,
Czy me współczucie i mój lęk są prawdą.
Dla człeka złem jest największem wątpienie.
SZYMON Z KYRENY.
Wątpienie zniknie z ziemi...
GŁOS DUSZY WYGNANEJ Z RAJU.
Lucyferze!
ALETHEJ.
Dziwnie... w tej chwili znów mnie strach ogarnął.
SZYMON Z KYRENY.
Trąciłeś nogą jakąś czaszkę.
ALETHEJ.
Czaszkę?
Nigdym się nie bał kawałka skorupy,
Zlepionej z gliny. Rażą mnie jedynie
Brzydota pustych jam ocznych i szczerby
W pożółkłej szczęce; wstrętem mnie napełnia
Zapach zgnilizny, która szwy rozsadza
Słabej pokrywy człowieczego mózgu...
W tem coś innego: doznaję uczucia,
Jakby w tej chwili przejmował mą duszę
Głęboki przestrach ginącego świata...
Powiedz mi, bracie: Co nas tu przywiodło?
SZYMON Z KYRENY.
Nie wiem... W istocie sam się teraz dziwię,
Pocośmy przyszli na ten szczyt... w tej porze...