Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.6.djvu/272

Ta strona została uwierzytelniona.

Ta jedna chwila, kiedy me wołania
Bez echa brzmiały w miesięcznym okręgu,
Budząc li przestrach u ludzi... Tysiącem
Długich, tak długich lat, że snać wiecznością
Był mi rok każdy, wydała się chwila,
Ta jedna chwila, gdzie zbrakło ramienia,
Abym się mogła na niem oprzeć, biedna
I nieświadoma, na jaką ścieżynę
Skierować kroki i — nie paść... Tysiącem
Długich, tak długich lat, że lat tych długość
Tysiąc-by razy opasała wszechświat,
Łącząc księżyce wszystkie, wszystkie słońca,
Wszystkich tych globów lśniące miryady,
Wydała mi się ta chwila, ta jedna
Jedyna chwila, gdy mi ust zabrakło,
Do których teraz przyciskam swe wargi...
Piję z nich napój rozkoszy, jedyny,
Żywotność prawdy mający w swych kroplach,
Wonny, przesłodki ten napój!... Tysiącem
Długich, tak długich lat, że w porównanie
Mogłaby z nimi pójść jedynie krótkość
Nieprzeliczonych tysiącleci szczęścia,
Które w objęciach twoich, o mój luby,
Najdroższy, słodki, wierny Lucyferze,
Znikomą tylko wydaje się chwilą...
Niedobry, płochy kochanku! dla czego
Tak opuściłeś swą duszę?... Tak! całuj!
Pieść! pieść! Nad dreszcz ten niema nic słodszego!
W nim zapomnienie — w tym dreszczu najsłodszym, —
Że przez nas poszedł lęk pomiędzy ludzi,
Ach! złorzeczących twej duszy!... Pieść! całuj
I nie opuszczaj duszy, wiecznie twojej!
Pieść!... pieść!... tak!... całuj!... Niech po moich biodrach
Spływa ta ręka... Niech na mojej piersi
Spoczywa róża twoich ust, od ogni
Nienasyconej miłości czerwona,
Niewyczerpanej słodyczy wilgotną