Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.6.djvu/330

Ta strona została uwierzytelniona.

SALOME.

Zawrzyj pieczęcią swe usta.


AHOLIBA.

Nie zdradzę
uszom żydowskim tej świętej ofiary,
którą sprawujesz z kadzielnicą w ręce
przed jej ołtarzem... Gotowi w podzięce
ukamienować i twą sługę... Stary
jest nasz Jehowa, lecz jędrny, gdy trzeba
podżegać tłuszczę przeciw tym, co chleba
bogomodlnego mu skąpią, lub mają
odwagę w sobie, aby, wbrew zwyczajom
judzkiej parafii, cześć, należną Jemu,
nieść innym mocom.


SALOME.

Zapobiegną złemu
idące lata... Zbliżają się chwile,
gdzie w uroczystej niepodzielnej sile
woń swą i jasność rozleje na ziemię
boska Mylitta... Tu, w Jeruzalemie,
rozsuwać będą kościelną zasłonę,
ażeby ludzkie powieki, zdumione,
martwiały, żądnie obejmując zjawę
jej światowładnej nagości...


AHOLIBA.

Nie! Twojej,
twojej, Salome! Bo czyż się ustroi
bóstwo fenickie w takie czary krwawe,
jak młodość lic twych, i w taką Gehennę
zabójczych źrenic? Nieznane, bezdenne
głębie bajecznych oceanów niczem
przy ich topieli!... Przed twojem obliczem
korzyć się będzie tajń życia... W tę płytę
spojrzyj srebrzystą —

Podaje lustro.