Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.6.djvu/345

Ta strona została uwierzytelniona.

wiesza się cała, aż jej krew namiętna
rozgra się w straszne, życioburcze tętna,
aże przepali rygle i zapory,
które jej stawia świat, w hamulcach skory.
Białość i jędrność jej biodra i łona
oto jej przemoc nieprzezwyciężona...
Moja-to, moja miłość łamie, kruszy
wszystko, cokolwiek śmie urągać duszy
jej ognia...


JACHOBOD.

Grzeszna, przeminie — — —


SALOME.

Trwać będzie
na wieki wieków żarne jej orędzie,
albowiem zazdrość syci ją, a w dłoni
ostry ma sztylet!... Masz go!...

Dobywa sztyletu i przebija nim białą Jachobod.

Niech obroni
twoja cię miłość, a twa śmierć niech zwabi
twego proroka, by cię zwolił — — —


JACHOBOD, konając.

Rabbi!
Rabbi!...

Umiera.

SALOME woła.

Ahola! chodźcie-ż tu! Ahola
i Aholiba! Tchórze, coście z pola
uciekły przed nim, panią w poniewierce
pozostawiwszy!... Patrzcie! Ja mu serce
wydarłam z wnętrza!... Ahola — — —!!!

Przybiegają.