Strona:PL Jan Kasprowicz - Księga ubogich.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

XXXI

Pożółkły znużone pola,
Niebiosa coraz to bledsze,
Żądnemi piersiami chłonę
Ciche, jesienne powietrze.

Rozglądam się naokoło —
Niebujnie tu, niebogato,
A przecież mi nie żal dzisiaj,
Że się prześniło lato.

W tej pustce, w tem wyczerpaniu,
Które mi w oczach rośnie,
To samo odczuwam życie,
Jak w pełnej, kwitnącej wiośnie.

Przystaję na długiej miedzy,
Ku rżyskom nakłaniam lica,
Z powiędłych kępek ta sama
Wyziera mi tajemnica.

Mgły jakieś nieuchwytne
Las osnuwają bury,
Nieśmiało migocą w słońcu
Śniegiem pokryte góry.