duch rasowego, zdrowego barana,
który nie pyta, jak żyć? Wszakże wiemy. Z rana
spacer w ugorze
i lunch. Potem drzemka,
wodopój, obiadek w łubinie
i siesta hygieniczna, bo przedspoczynkowa.
Są to — ani słowa —
obowiązki i prawie — jarzemka,
ale życie płynie
pełne cnót, wesela,
podobne do święta,
spokojne, bez iksa.
Tutaj hoże jagnięta
grono macior mamczy;
inne uczą się manier u dojrzałych matron;
tam się o indygenat samczy
młodzież tryksa
łbami na wiścigi;
a owdzie mężów turniej, z którego wynika,
kogo też powołają na tron
rozpłodnika...
Oto jest życie jedynie
godne obywatela,
członka żurfiksa
arystokratycznej baraniej ligi;
kto się z tym ideałem nie godzi, niech ginie!«
Tu na marszałka
gest, do urny upadła druga czarna gałka.
Z kolei wstał don baran, Wielki Rozpłodowca,
znany ze swawoli.
Strona:PL Jan Lemański Colloqvia albo Rozmowy.djvu/83
Ta strona została przepisana.