ślą, i kto jest pewny, że do końca życia zachowa anielską łagodność względem spraw kobiecych, niech ten rzuci na mnie kamieniem potępienia.
Nie chcę się usprawiedliwiać. Zrobiłem źle, popełniłem zbrodnię. Ale czy tylko ja byłem jej winien. A ona, ta panna?
Gybym tak ja, mężczyzna, po dobrej kolacji, cokolwiek winem podchmielony i mający narzeczoną, a zatem nie mogący się natychmiast zaręczyć, w towarzystwie, w salonie, wobec wszystkich rzucił się na pannę, którą mi właśnie... nie, której ja właśnie byłem przedstawiony, i gdybym ją pocałował, i gdyby ona mnie uderzyła, to z pewnością okrzykniętoby ją za bohaterkę, a przynajmniej za „dzielną dziewczynę“.
A dlaczegóż ja biedny stałem się zbrodniarzem, winnym tej zbrodni i związanych z nią dalszych?
Narzeczony tej „dzielnej dziewczyny“, tej dziarskiej, tego hajduczka miłego, narzeczony, jakiś rycerzyk, wyzwał mię na pojedynek, Musiałem go zastrzelić.
Nowa zbrodnia!
O, gdybym wówczas był nie uderzał! gdy bym nie walczył ze złem! Ale walczyłem.
Przeto narzeczony musiał zginąć. Dlaczego nie on stał się wyłącznym odbiorcą pocałunków swej narzeczonej? Zginął.
Strona:PL Jan Lemański Prawo mężczyzny.djvu/12
Ta strona została przepisana.
— 6 —