Strona:PL Jan Lemański Prawo mężczyzny.djvu/18

Ta strona została przepisana.
— 12 —

I zdawało mi się, że niezmiernie też ucieszę przyjaciela, bom pastąpił zgodnie z jego radą. Biegnę więc do niego i mówię mu:
— Tak i tak, uważasz. Schwytałem dzień.
— Co za dzień? Nie rozumiem.
— No diem felicem — szczęsny dzień złowiłem (razem z nocą). Tak mi radziłeś.
— Tak? A z kim?
— Czy ci wszystko jedno, z kim?
— Naturalnie, że wszystko jedno.
— Więc chociażby nawet z...
— Proszę cię, dokończ.
— Nawet... No, ciesz się, płoń radością, żem twój światopogląd przyjął.
Ale przyjaciel, zamiast się zapłonić, zbladł.
— Z nią! z nią? O Boże!
— Co ci jest? alboż nie wprowadziłem w czyn twojej zasady? Żyłem w błędzie. Tyś mi oczy otworzył. O jakże ci za to jestem wdzięczny. Mogę umrzeć już, bom poznał szczęście. A szczęściem jest to, co się nam oddaje, szczęściem jest oddająca się nam dusza niewieścia. Brać ją to prawo mężczyzny.
— Nędzniku!
— Jak śmiesz, bracie mój, potępiać mię za to, żem urzeczywistnił twoją wiarę, żem stał się tobą? Nazywasz mnie nędznikiem? Któż więc jesteś ty?