nia, zabijać, iżby zamiast tego powiększyły nieco swoją miłość i kochały nas nietylko ciałem, ale i właśnie tą duszą?
Wprawdzie ten ideał życia, w którem miłość kobieca weszłaby w fazę pewnego uduchowienia, nie byłby ideałem marzonym przez Henryka IV; bo cóżbyśmy wówczas zrobili z jego pragnieniem, aby każdy obywatel mógł takim być, by „mettre chaque dimanche une poule au pot“ (by kurę do garnka mógł bić).
Tak, nawet ten dobry francuski król, Henryk IV, nawet ten poczciwy Burbon, gdyby wstał z grobu i gdybyśmy go zapytali: czemu marzył o zabijaniu tylu kur, odpowiedziałby nam:
— Mais, voyez, vous, lhomtne: tu es la, pour tuer.
A cóż się stało z kurą? — spytacie.
Zjedliśmy ją.
Żona jadła ją ze śmiechem, Marysia ogryzała potem jej kości z kanibaliczną uciechą.
A ja płakałem. Jadłem i płakałem. A płacząc, przypominałem sobie Henryka IV-go. Lhomme tu es la, pour tuer! Kto się waha bić, ten nie może być!