Strona:PL Jan Lemański Prawo mężczyzny.djvu/37

Ta strona została przepisana.
— 31 —

cia. Od nas biegł do spotykanych po drodze kundli chłopskich, zaczepiał je, gonił, gdy, nieusposobione do zabaw, śpieszyły za jakiemiś sprawami urządzał wtedy pościg za ptactwem, wracał zziajany do nas, biegł znowu i znów cwałował z powrotem, jak gdyby chcąc się przed nami popisać z nadmiaru swojej młodo­‑psiej werwy życiowej.
Naraz z pod jednego krza przydrożnego wyskoczył zając, nieduży i również, jak Foks, młody.
Foks, widząc jakiegoś nieznanego sobie dotąd czworonoga, ucieszył się najniezawodniej, że oto nareszcie jest ktoś, z kim można się będzie pobawić, i pomknął żywo ku zającowi.
Ale o ile młody pies za nowemi znajomościami goni, o tyle młody zając, a bodaj że i stary, od wszelkich nowych związków, poza sferą zajęczą, ucieka. Psa normalny stan jest za czemś gonić: zająca — od czegoś uciekać.
Tak też i tu. Zaledwio pies ku niemu dał susa, gdy zając sromotnie podał tył i począł zygzakowato umykać.
Stanęliśmy, przypatrując się tej gonitwie. Jedna w nas strona, strona zwierzęca, życzyła sobie, aby wygrał pies; z drugiej strony, wrodzona nam ludzkość pragnęła, aby zając uciekł. Co do psa, to wiadomo: w psach niema tego wewnętrznego rozdwojenia, tego wyboru pomiędzy złem i dobrem.