stawą rzec: Oto jestem, czego pan sobie życzysz? — zając przyśpieszał kroku tem bardziej, im pies natarczywiej nastawał mu na pięty. Ta nietowarzyskość zajęcza rozzłościła psa tak, że zdwoił energję, dopadł tyłu ofiary, wyrwał stamtąd kłak turzycy[1] a następnie zrównał się ze ściganym, ucapił go za kark i, chcąc go zatrzymać, udusił[2].
Po dokonaniu tego czynu, Foks zdziwił się sam, i nie wiedział, co dalej robić. Poznał życie zająca po psiemu, to znaczy unieruchomił je, uśmiercił. Gonił oto za czemś żywem, a znalazł coś martwego. Poznawczy jego organ — zęby dały mu poznać nie to, co przedstawiało mu się tak ciekawem i poznania wartem. Leży teraz przed nim jakaś szara, podobna do zwitka kłaków, zwierzyna, z której życie gdzieś uleciało, może weszło w psa, a może rozproszyło się po polu? Tą niewiadomością, tą tajemnicą zdrętwiony, Foks stał i bezradnie na martwego zająca patrzał.
Z pola, od ludzi kopiących kartofle, przybiegł do nas chłopak, zdaleka potrząsając w ręce martwym zającem, którego pies zdrętwiały wziąć sobie pozwolił. Podszedł teraz za chłopcem ku nam