Strona:PL Jan Lemański Prawo mężczyzny.djvu/48

Ta strona została przepisana.
— 42 —

któryby może coś mógł mi zarzucić, to charakter mój jest najlepszy w świecie. A nawet dzieci (z któremi tak bym się umiał bawić) uciekają ode mnie, krzycząc i zwracając się z przyjaźniami do foksterjerów, choć te gryzą je. Któregoś dnia wyglądałem z bramy, gdy właśnie prejeżdżała cyklistka. Spojrzy na mnie, a wtem zdarzyło mi się szczeknąć zupełnie nieumyślnie. Potknęła się o ławkę przydrożną i spadła. Coś podobnie niemiłego, zdarza mi się często, gdy próbuję zawrzeć przyjaźń z kobietą, albo i mężczyzną nawet. Proboszcz naprzykład. Wie doskonale, żebym go nie ruszył, a czegoś się boi zawsze. Póki jestem w pokoju, zwraca się do mnie, co pewien, równe odmierzony czas, mówiąc: „Dobry, dobry pies“. Zupełnie, jak na kazaniu. A gdy podchodzę ku niemu, wtedy on wstaje i jest taki biedny, ze swoją skłopotaną miną. Ja wiem, że niech tylko się oddalę, on wzdycha z ulgą. Jest mi nad wyraz przykro, że muszę mieć te towarzyskie skłonności, gdy mój wygląd mówi przeciw mnie. Chyba się zgodzisz, że to mój wygląd tak działa?
— Ależ, to doskonale — rzekł kot — Nie przyciągasz ludzi tak, jak ja, a nie musisz za to znosić różnych poniżających karesów.
— Rzecz cała w tem — rzekł Sokrates sentencjonalnie, — że potrzeba nam tego, czego nam brak.