brzucha zolbrzymiałego, człowiek prosperujący, stara się ten swój organ zdrobnieć przynajmniej formalnie, tytularnie, nazywając go już to brzusiem, już kałdunkiem, i pieszczotliwością nazwy starając się go zdziecinnieć, zdrobnieć. Ąle pieszczota stosowana do brzucha jeszcze go bardziej roznosi wszerz i wpodłuż, tak, że w końcu rozmiarami swojemi przywodzi na pamięć czasy przeddziecinne jeszcze, bo przedpotopowe, w których pławiły się w oceanie plezjozaury o kałdunach z pojemnością, przechodzącą wszelką wyobraźnię. Kamienica trzypiętrowa w takim brzuchu gigantycznym byłaby ziarnkiem piasku; mogłaby się w nim zmieścić wieś cała, dwie wsie, cały powiat, cały ojczysty kraj nawet mógłby być w takiego giganta wrzucony, i strawiony.
Ale dosyć o brzuchu. Przejdźmy do serca.
Serce jak rośnie?
Jeżeli mówimy, że „serce nam urasta“, że „przybywa nam serca“, żeśmy się „na sercu wzmogli”, jeżeli są nasze „corda sursum”, to to wszystko znaczy, że więcej, rozleglej czujemy w sobie życia, że bardziej miłujemy, że czujemy się zdolni do ukochania wszystkich i wszystkiego, że miłości naszej prawie że niema granic...
Prawie niema. Bo jest: serce nam pęka z miłości.
Strona:PL Jan Lemański Prawo mężczyzny.djvu/55
Ta strona została przepisana.
— 49 —