— To niewielka parantela dla nas, które pochodzimy od lip i sosen. A co to masz pan na sobie za włosy? Czy to nie z końskiego ogona przypadkiem?
— Tak, to jest końskie włosie.
— Końskie włosie! I ja miałabym oddawać swoje dziecko za takiego parwenjusza! Nigdy! Trzeba panu wiedzieć, że ród nasz ma swój początek z Włoch i datuje się od czasów królowej Bony. A pan — końskie włosie, które może dopiero wczoraj miał w ogonie koń! Nie, nie mogę pozwolić na taki mezalians! Królowa Bona i koński ogon! Nie, stanowczo nie pozwalam!
— Pani, wszakże tylko ja mogę uszczęśliwić pani córkę tak, jak i mnie ona. Błagam!
— Nie! Mai! Basta! Ą zresztą, dlaczego właśnie chcesz mojej córki? Nie masz to tylu innych instrumentów giętych? A nawet i mnie mógłbyś się przydać. Jestem wdowa. Mój smyk się złamał ze starości. Potrzeba mi...
— Pani żartuje? — zawołał Smyk, niemile oszołomiony tą propozycją: — Wszakżeż ja, nawet gdybym nie kochał się w pani córce, to nie jestem dla pani rozmiarów odpowiedni. Nie czuję do pani najmniejszego pociągu. Jeszcze raz proszę o Skrzypce.
— Nigdy — rzekła wiolonczela: — Więc ja miałabym przyglądać się spokojnie waszemu
Strona:PL Jan Lemański Prawo mężczyzny.djvu/70
Ta strona została przepisana.
— 64 —