Nareszcie ocknąłem się na prawdę. Słońce paliło mi powieki; zaledwie zdołałem je podnieść, ujrzałem niebo, i znalazłem się na wolnem powietrzu, ale blask lśnił mi wzrok, nie spałem już a jednak nie byłem zupełnie rozbudzony.
Okropne obrazy przesuwały się przed moim umysłem. Trwoga mnie zdjęła. Zerwałem się nagle i błędnym wzrokiem zatoczyłem do koła.
Gdzież znajdę wyrazy aby opisać zgrozę jaka mnie owładnęła. Leżałem pod szubienicą Los-Hermanos. Trupy dwóch braci Zota nie wisiały ale spoczywały po obu moich stronach. Bezwątpienia całą noc między nemi przepędziłem. Spoczywałem na potarganych postronkach, resztkach kół, odłamkach szkieletów i ohydnych łachmanach niestrawionych jeszcze zepsuciem. Mniemałem żem był we śnie i że przykry sen mnie tłoczył.
Strona:PL Jan Potocki - Rękopis znaleziony w Saragossie 01.djvu/043
Ta strona została uwierzytelniona.
DZIEŃ DRUGI.