Przymknąłem oczy i zacząłem przypominać wrażenia przepędzonej nocy. Wtem poczułem szpony wpijające się w pierś moją. Spostrzegłem sępa który spadł na mnie i pożerał jednego z moich towarzyszów noclegu. Ból jaki mi te szpony sprawiły rozbudził mnie zupełnie. Suknie moje obok mnie leżały, począłem się czemprędzej ubierać. Kiedym już był ubrany, chciałem wyjść z szubienicznej zagrody, ale brama była zamknięta i otworzyć jej żadnym sposobem niemogłem. Musiałem więc wdrapać się na to smutne ogrodzenie. Raz będąc na wierzchu, oparłem się o słup szubienicy i jąłem do koła poglądać na okolicę. Znałem już to miejsce. W istocie znajdowałem się przy wejściu do doliny Los-Hermanos, niedaleko od brzegów Guad-al-Quiwiru.
Gdy tak wodziłem na około błędnemi oczyma, spostrzegłem dwóch podróżnych nad rzeką, z których jeden przygotowywał śniadanie, drugi zaś trzymał za cugle konie. Byłem tak uszczęśliwiony z widoku ludzi że natychmiast zacząłem krzyczeć: «Agour, Agour,» co znaczy po hiszpańsku «dzień dobry» lub też «jak się masz?»
Dwaj podróżni spostrzegłszy te grzeczności
Strona:PL Jan Potocki - Rękopis znaleziony w Saragossie 01.djvu/044
Ta strona została uwierzytelniona.