nieniach w razie gdyby pojedynek niemógł mieć miejsca; muszę się nad tem głębiej zastanowić.»
Mój ojciec zdawał się z początku głęboko rozmyślać nad tym przedmiotem, ale przechodząc z jednych uwag do drugich, zasnął nareszcie w swojem krześle. Matka moja i teolog oddawna już spali i Garcias niebawem poszedł za ich przykładem. Natenczas ja odszedłem do mego pokoju i tak minął pierwszy dzień powrotu do rodzicielskiego domu.
Nazajutrz z rana fechtowałem się z Garciasem, następnie poszedłem na polowanie, po wieczerzy zaś gdy wszyscy zasiedli koło komina, mój ojciec znowu posłał teologa po wielką księgę. Przewielebny przyniósł ją, otworzył na pamięć i zaczął czytać co następuje:
W pewnem mieście włoskiem nazwanem Ferrara, żył raz pewien młodzieniec nazwiskiem Landulf. Był to rozpustnik bez czci i wiary, który zgrozą przejmował wszystkich pobożnych mieszkańców. Ten niegodziwiec szukał tylko podobnych sobie kobiet, żadna