kuzynki moje nosiły ozdoby jakie w średnich wiekach miłość splatała nieufną dłonią. Zachwycała mnie poważna piękność Eminy i lube szczebiotanie jej siostry. Chwile nasze zapełniała rozmowa już sam nie pamiętam o czem — o zamiarach które z szybkością błyskawicy nawzajem się ścigały — ja więcej patrzyłem i słuhałem niż mówiłem — dzięwczęta przymilały się i opowiadały mi ich marzenia, jakie zwykle tkwią między świeżą pamiątką a nadzieją blizkiego szczęścia.
Nareszcie sen zaczął tłoczyć powieki pięknych Maurytanek i oddaliły się do siebie. Zostawszy sam, marzyłem o nieprzyjemnem wrażeniu jakiego doświadczę, jeżeli znowu nazajutrz obudzę się pod szubienicą. Roześmiałem się z tej myśli, która jednak ciągle chodziła mi po głowie dopókim nie zasnął.