jący się na dwie przeciwne strony. Powinienem był jeszcze raz zawołać ale nieuczyniłem tego i lekkomyślnie zacząłem złazić pierwszym lepszym otworem. Ześliznąłem się, stanąłem w bogatej komnacie i najpierwszym przedmiotem jaki spostrzegłem był mój Principino w koszuli grający w piłkę.
Chociaż mały głupiec często zapewne widział już w swojem życiu kominiarzy, tym razem jednak wziął mnie za djabła. Ukląkł, złożył ręce i zaczął mnie prosić abym go z sobą nie porywał, przyrzekając że będzie grzecznym. Byłbym może dał się zmiękczyć temi oświadczeniami, ale trzymałem w ręku moją kominiarską miotłę, pokusa użycia jej zbyt była silną, nadto aczkolwiek zemściłem się już za uderzenie książką od nabożeństwa i w pewnej części za rózgi, ale przyszła mi na pamięć chwila gdy Principino kopnął mnie nogą w twarz mówiąc: Managia la tua facia de banditu. Wreszcie gdy idzie o zemstę, każdy Neapolitańczyk daleko woli oddać jej więcej jak mniej.
Wyrwałem więc garść rózg z miotły, rozdarłem koszulę Principina i wtedy zacząłem porządnie go chłostać, dziwna jednak rzecz że malec ze strachu ani pisnął.
Strona:PL Jan Potocki - Rękopis znaleziony w Saragossie 01.djvu/134
Ta strona została uwierzytelniona.