Nie wiedząc sam co czynię, zsunąłem się z drzewa i stanąłem tak że mogłem ją widzieć nie będąc sam spostrzeżonym. Natenczas ujrzałem Principina zbliżającego się z kwiatami w ręku. Od trzech lat jak go straciłem z oczu, znacznie wyrósł, twarz miał piękną ale bez żadnego wyrazu.
Młoda dziewczyna spostrzegłszy go, rzuciła nań wzrok pełen wzgardy, za który mocno jej byłem wdzięcznym. Pomimo to, Principino, zadowolniony z samego siebie, przystąpił do niej wesoło i rzekł: «Kochana narzeczono, oto są kwiaty przeznaczone dla ciebie jeżeli mi przyrzekniesz niewspominać o tym niegodziwym hultaju.»
«Mości książe, — odpowiedziała moja sąsiadka — sądzę że niesłusznie kładziesz warunki twoim łaskom, wreszcie chociażbym ja nigdy nie wymówiła przed tobą nazwiska Zota, cały dom wiecznie ci o nim będzie wspominał. Wszakże sama twoja mamka zaręczyła w twojej obecności, że nigdy w życiu nie widziała piękniejszego chłopca.»
«Panno Sylwio!.. — przerwał Principino dotknięty do żywego — racz pamiętać że jesteć moją narzeczoną.» Sylwia nic nie odrzekła tylko zalała się łzami.
Strona:PL Jan Potocki - Rękopis znaleziony w Saragossie 01.djvu/159
Ta strona została uwierzytelniona.