toczyło mniej błędne spojrzenia. Powinszowałem kabaliście, który mi odrzekł, że to był tylko słaby dowód jego umiejętności. Nastędnie pustelnik przyniósł śniadanie, złożone z gorącego mleka i kasztanów.
Podczas gdy pożywaliśmy tę skromną ucztę, ujrzeliśmy wchodzącego człowieka chudego i wybladłego, którego cała postać wstręt wzbudzała, chociaż nie można było rzec co było przyczyną tego odrażającego wrażenia. Nieznajomy ukląkł przedemną i zdjął kapelusz. Wtedy ujrzałem że miał owiązane czoło. Wyciągnął ku mnie kapelusz jak gdyby prosił o jałmużnę. Rzuciłem mu sztukę złota. Szczególniejszy żebrak podziękował mi i dodał: «Panie Alfonsie, twój dobry uczynek nie będzie straconym, uprzedzam cię że ważny list czeka na ciebie w Puerto-Lapicha. Przeczytaj go zanim wejdziesz do Kastylji.»
Udzieliwszy mi to ostrzeżenie, nieznajomy ukląkł przed pustelnikiem który mu napełnił kapelusz kasztanami, następnie uczynił to samo przed kabalistą, ale wnet zerwał się mówiąc: «Od ciebie niczego nie żądam, jeżeli powiesz kto jestem, gorzko kiedyś tego pożałujesz.» Po tych słowach wyszedł z pustelni.
Strona:PL Jan Potocki - Rękopis znaleziony w Saragossie 01.djvu/184
Ta strona została uwierzytelniona.