rękawiczce i wsadził do lektyki. Otworzyłam pochód i cała karawana zaraz za mną ruszyła z miejsca.
Otóż nagle zostałem przyszłą wicekrólową, z pudełkiem pełnem dyamentów w rękach, niesiony przez dwa białe muły, w złoconej lektyce i z dwoma koniuszymi którzy galopowali przy moich drzwiczkach. W tem tak dziwnem położeniu dla chłopca mego wieku, po raz pierwszy jąłem zastanawiać się nad małżeństwem, rodzajem związku którego dobrze jeszcze nie pojmowałem. Byłem jednak pewny że wicekról nie ożeni się ze mną, nie pozostawało mi więc nic lepszego, jak przeciągać jego złudzenie i dać czas memu przyjacielowi Lonzetowi, wynalezienia jakiego środka któryby raz na zawsze wywiódł go z kłopotu. Mniemałem że oddanie przysługi przyjacielowi, było zawsze szlachetnym uczynkiem. Jednem słowem, postanowiłem o ile możności udawać młodą dziewczynę, i ażeby się do tego wprawić, zagłębiłem się w lektykę, uśmiechając się, spuszczając oczy i strojąc różne kobiece miny. Przypomniałem sobie także, że chodząc powinienem był wystrzegać się stawiania zbyt szerokich kroków, jak w ogóle wszelkich zbyt wolnych poruszeń.
Strona:PL Jan Potocki - Rękopis znaleziony w Saragossie 02.djvu/155
Ta strona została uwierzytelniona.