od stołu i rzekł: «Mości margrabio, jesteś pan człowiekiem jakiego oddawna wyglądałem, racz uważać mój dom za własny, rozkazuj jak ci się tylko podoba, w zamian zaś nie wzbraniaj się zająć trocha wychowaniem mego syna. Jeżeli z czasem, stanie się do ciebie nieco podobnym, uczynisz mnie najszczęśliwszym z ojców.»
Gdyby Folencour mógł był odgadnąć ukrytą myśl jaką mój ojciec do tych słów przywiązywał, byłby zapewne szczerze się skrywił; ale przyjął to oświadczenie dosłownie, zdał się być mocno z niego zadowolonym i podwoił zuchwalstwa, zwracając uwagę na piękność mojej matki i podeszły wiek mego ojca, który pomimo to był z niego uszczęśliwionym i ciągle wystawiał mi go za przykład.
Przy końcu obiadu, mój ojciec zapytał margrabiego czyliby był w stanie wyuczenia mnie sarabandy; zamiast odpowiedzi, nauczyciel mój parsknął głośnym śmiechem i gdy nareszcie ochłonął nieco z tej wielkiej radości, oświadczył nam, że od dwudziestu wieków nikt nie tańczył już sarabandy ale menueta i gawota. Przy tych słowach, dobył z kieszeni małe skrzypki, jakie zwykli nosić tancmistrze, i zaczął grać melodye tych dwóch tańców.
Strona:PL Jan Potocki - Rękopis znaleziony w Saragossie 03.djvu/047
Ta strona została uwierzytelniona.