Podróżowaliśmy dalej przez piękne ale opuszczone okolice. Obchodząc jedną górę, oddaliłem się od karawany i zdało mi się żem usłyszał jęki w wydrążeniu nader zarosłej doliny, ciągnącej się pod drogą na której w ówczas się znajdowaliśmy. Jęki podwoiły się; zsiadłem z konia, przywiązałem go, dobyłem szpady i zapuściłem się w zarośle. Im bliżej podchodziłem tem bardziej jęki zdawały się oddalać, nareszcie przybyłem na otwarte miejsce gdzie znalazłem się pośród ośmiu do dziesięciu ludzi, uzbrojonych w muszkiety i biorących mnie na cel.
Jeden z nich krzyknął abym mu oddał szpadę; za całą odpowiedź poskoczyłem chcąc go nią przeszyć na wylot, ale natenczas położył muszkiet na ziemi, jakby sam zdawał się na łaskę, i ofiarował mi kapitulacyę, wymagając odemnie jakowychś obietnic. Odpo-
Strona:PL Jan Potocki - Rękopis znaleziony w Saragossie 03.djvu/069
Ta strona została uwierzytelniona.
DZIEŃ DWUDZIESTY PIĄTY.