cnoty. Przeznaczono mi młodego i szlachetnego małżonka. Sądziłam że go kocham...»
Tu znowu łkania się rozpoczęły, ale Sanudo świątobliwemi wyrazy uspokoił młodą dziewczynę, która tak dalej mówiła: «Nierozsądna ochmistrzyni, zwróciła moją uwagę na zasługi człowieka do którego nigdy nie mogę należeć, o którym nigdy nie powinnam myśleć, z tem wszystkiem jednak nie jestem w stanie przezwyciężenia świętokradzkiej namiętności.»
Wzmianka o świętokradztwie dała poznać Sanudowi, że chodziło o księdza, może nawet o niego samego. «Obowiązkiem twoim, — rzekł drżącym głosem — jest ofiara twojej miłości małżonkowi przeznaczonemu ci od rodziców.»
«Ach czcigodny ojcze — odrzekła — dla czegoż nie jest on podobnym do człowieka którego ukochałam? dla czegoż nie ma jego czułego choć surowego wejrzenia, jego rysów — tak pięknych i szlachetnych, jego wyniosłej postaci?..»
«Mościa panno — przerwał Sanudo — podobna mowa nie przystoi przy spowiedzi.»
«Bo też to nie jest spowiedź — odpowiedziała młoda dziewczyna — ale wyznanie.»
Strona:PL Jan Potocki - Rękopis znaleziony w Saragossie 03.djvu/098
Ta strona została uwierzytelniona.