Strona:PL Jan Potocki - Rękopis znaleziony w Saragossie 03.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.

chaczem i trzymając się jeden drugiego. Wtedy strach ogromny padł na nich gdy ujrzeli że ciało margrabiego znikło. Osądzili że bezwątpienia djabeł musiał je porwać.
Niebawem zbiegli się wszyscy zakonnicy uzbrojeni w kropidła, kropiąc, exorcyzując i wrzeszcząc w niebogłosy. Co do mnie, padałem ze znużenia, rzuciłem się więc na słomę i wkrótce zasnąłem.
Nazajutrz pierwsza moja myśl była o karze jaką mi gotowano i o sposobach uniknięcia jej. Veyras i ja tak dalece przyzwyczailiśmy się zakradać do śpiżarni, że wdrapywanie się na mury przychodziło nam z wszelką łatwością. Umieliśmy także wysadzać kraty z okien i zasadzać je napowrót bez żadnej poznaki. Dobyłem noża z kieszeni i zacząłem wyjmować gwoździe z okna. Tym sposobem postanowiłem obruszyć jedną kratę. Pracowałem bez odetchnięcia aż do południa. Natenczas, otworzyły się drzwi mego więzienia i poznałem twarz braciszka który nam usługiwał w refektarzu. Podał mi kawał chleba i dzban wody i zapytał czyli nie potrzebuję czego więcej? Prosiłem go aby poszedł odemnie do ojca Sanudo i zaklął go o udzielenie mi pościeli, słusznie bowiem było ażebym