wujem Sansza Moro, naówczas naczelnika rodziny.
Powinienem był natychmiast zerwać z nim wszelkie związki, ale ja przeciwnie, jeszcze ściślej się z nim połączyłem. Pewnego dnia Livardez oznajmił mi, że wiedząc z jaką biegłością prowadziłem handel z wyspami filipińskiemi, postanowił sposobem komandyty umieścić u mnie milion. Przełożyłem mu, że jako wuj Sansza, jemu raczej powinien był powierzyć swoje kapitały; ale odpowiedział mi na to, że nie rad z krewnymi wchodził w interesa pieniężne. Nareszcie przekonał mnie, co mu przyszło z tem większą łatwością że w samej rzeczy tym sposobem nie zawiązywałem żadnych stosunków z domem Moro. Wróciwszy do Kadyxu, dodałem jeden okręt do dwóch moich, które corocznie do wysp wysyłałem i przestałem o nich myśleć. Następnego roku biedny Livardez umarł i Sanszo Moro napisał mi, że znalazłszy w papierach dowód jako wuj jego umieścił u mnie milion, prosił o śpieszne go odesłanie. Może być że należało się zawiadomić go o naszych warunkach i o komandycie, ale niechcąc mieć żadnej styczności z tym przyklętym domem, natychmiast odesłałem milion.
Strona:PL Jan Potocki - Rękopis znaleziony w Saragossie 04.djvu/050
Ta strona została uwierzytelniona.