miłość, krew wrzała w nas całym ogniem młodości tak, że mogę powiedzieć, iż oboje byliśmy na pół obłąkani.
Nadszedł czas do wyjazdu. Chwila pożegnania była okropną. Nie wyuczyliśmy się ani też udawali naszej boleści. Elwira zwłaszcza była w przerażającym stanie; lękano się o jej zdrowie. Ja z większą odwagą znosiłem moje cierpienia, które rozrywki podróży więcej jeszcze uśmierzały. Wiele także byłem winien mojemu mentorowi, który wcale nie zakrawał na pedanta wydobytego z pyłu szkolnego, ale przeciwnie był dawnym wojskowym i jakiś czas nawet przepędził na dworze Madrytu. Nazywał się Don Diego Santez i był blizkim krewnym Teatyna tegoż nazwiska. Człowiek ten, równie przenikliwy jak obeznany ze zwyczajami świata, starał się tysiącznemi sposoby sprowadzić mój umysł na drogę prawdy, ale usiłowania jego nie barmu się udawały. Przybyliśmy do Rzymu i natychmiast udaliśmy się do Signora Ricardi, wysokiego urzędnika, mającego znaczny wpływ, szczególniej zaś dobrze widzianego od OO. Jezuitów, którzy pod ówczas rej wodzili w Rzymie. Signor Ricardi, człowiek dumnej i wyniosłej postaci, z wielkim krzyżem
Strona:PL Jan Potocki - Rękopis znaleziony w Saragossie 05.djvu/018
Ta strona została uwierzytelniona.