Strona:PL Jan Potocki - Rękopis znaleziony w Saragossie 05.djvu/023

Ta strona została uwierzytelniona.

Piątego dnia po tym wypadku, ujrzałem wchodzącą do mnie młodą dziewczynę, osłonioną mantylą, która jej całą twarz zakrywała. Nieznajoma rzekła mi tajemniczym głosem: «Signor forestiere, pewna umierająca kobieta pragnie koniecznie cię widzieć, pójdź za mną.» Domyśliłem się że chodziło o panią Baduli, nie śmiałem jednak opierać się życzeniom konającej. Powóz czekał na mnie na końcu ulicy, wsiadłem z osłonioną dziewczyną i przybyliśmy do willi.
Tylnemi ścieżkami dostaliśmy się do ogrodu, weszliśmy do jakiejś ciemnej alei, z tamtąd przez długi kurytarz i kilka równie ciemnych pokojów przybyliśmy do komnaty margrabiny. Pani Baduli podała mi śnieżną rękę, powiodła po mnie łzawemi oczyma i drżącym głosem przemówiła kilka słów, których z początku dosłyszeć nawet nie mogłem. Spojrzałem na nią. Jakże jej pięknie było z tą bladością. Wewnętrzne cierpienia konwulsyjne łamały jej rysy, na ustach jednak ulatywał anielski uśmiech. Ta sama kobieta, przed kilką dniami tak zdrowa i wesoła, dziś chyliła się już do grobu. Ja więc byłem owym niegodziwym który podciął ten kwiat w samym rozkwicie, ja miałem wtrącić w prze-