do gabinetu gdzie stały klęcznik i kropielnica, w dzień rzedko kiedy widywał żonę i częściej niż kiedykolwiek chodził do kościoła.
Pewnego dnia stanął obok jakiegoś pielgrzyma, który wlepił weń tak przerażający wzrok, że Cornandez w najwyższej niespokojności musiał wyjść z kościoła. Wieczorem znowu spotkał go na przechadzce i odtąd zawsze i wszędzie go spotykał. Gdziekolwiek się ruszał, bystry i przenikliwy wzrok pielgrzyma do głębi go przejmował. Nareszcie Cornandez, przezwyciężając wrodzoną mu bojaźliwość, rzekł: «Mości Panie, oskarżę WPana przed Alkadem jeżeli nie przestaniesz mnie prześladować.»
«Prześladować! prześladować? — odparł pielgrzym ponurym i grobowym głosem. — W istocie prześladują cię ale twoje sto dublonów dane za głowę i zamordowany człowiek który umarł bez sakramentów. Cóż? czyli nie zgadłem?»
«Kto jesteś?» zapytał Cornandez zdjęty strachem. «Jestem potępieńcem — odparł pielgrzym — ale ufam w miłosierdziu Bożem. Czy słyszałeś kiedy o uczonym Herwasie?» — «Obiła mi się o uszy jego historya — rzekł Cornandez. — Byłto bezbożnik, który
Strona:PL Jan Potocki - Rękopis znaleziony w Saragossie 05.djvu/115
Ta strona została uwierzytelniona.