Chciałem wstać, ale niepojęte uczucie przykuło mnie na miejscu — nie mogłem się ruszyć, lodowaty dreszcz przebiegł po moich członkach. Krew gorączkowo biła mi w żyłach, dziwaczne marzenia obłąkały moją duszę, sen zaś opanował zmysły.
Nagle zerwałem się i ujrzałem sześć wysokich świec woskowych, zapalonych na około ciała i jakiegoś człowieka siedzącego naprzeciw mnie, który zdawał się oczekiwać chwili mego przebudzenia. Wyraz twarzy był wspaniały i rozkazujący. Wzrostu był wyniosłego, włosy czarne nieco kędzierzawe spadały mu na czoło, wzrok miał bystry i przenikliwy ale zarazem łagodny i przyciągający, wreszcie nosił na sobie kryzę i płaszczyk szary, podobne do tych w jakie szlachta na wsiach się odziewa.
Nieznajomy spostrzegłszy że się obudziłem, uśmiechnął się do mnie wdzięcznie i rzekł: «Synu mój, tak cię nazywam, uważam cię bowiem jak gdybyś do mnie należał, Bóg i ludzie opuścili cię, ziemia wkrótce zamknie się nad tym mędrcem który dał ci życie, ale my cię nigdy nie opuścimy.»
«Mówisz pan — odrzekłem — że Bóg i ludzie mnie opuścili. Co się tyczy tych osta-
Strona:PL Jan Potocki - Rękopis znaleziony w Saragossie 05.djvu/154
Ta strona została uwierzytelniona.