Strona:PL Jan Potocki - Rękopis znaleziony w Saragossie 05.djvu/162

Ta strona została uwierzytelniona.

Spojrzenia ich zdawały się obejmować w posiadanie moją osobę, któremu wzrok pełen zapału matki, stawał tylko w poprzek. Dostrzegłem tę walkę zalotności i skutek jej zostawiłem przeznaczeniu, sam zaś wyłącznie zająłem się wprowadzeniem do mego nowego mieszkania. Znalazłem w niem wszystko czego potrzebowałem do wygodnego i przyjemnego życia. Raz Zorilla przynosiła mi atrament, to znowu Celja przychodziła ustawić na moim stole lampę i układać książki. O niczem nie zapomniano, każda z nich przychodziła osobno a gdy czasami się spotkały, dopieroż to były śmiechy, żarty, wesołość bez miary. Matka także miała swoją kolej. Ta zwłaszcza zajęła się mojem łóżkiem, kazała rozesłać na niem prześcieradła z holenderskiego płótna, piękną jedwabną kołdrę i stós poduszek. Urządzenia te zabrały mi cały poranek. Nadeszło południe. Zastawiono mi nakrycie w moim pokoju. Byłem w zachwyceniu. Z rozkoszą poglądałem na te trzy czarowne stworzenia, które prześcigały się w staraniach około mnie i z wdzięczności przyjmowały najlżejsze z mojej strony podziękowanie. Ale na wszystko jest czas, z przyjemności oddałem się zaspokojeniu mego głodu. Po obie-