Strona:PL Jan Potocki - Rękopis znaleziony w Saragossie 05.djvu/180

Ta strona została uwierzytelniona.

odemnie z bojaźnią w której jakaś dzikość się przebijała.
Matka ich weszła. Od chwili gdy ją uwolniłem od wierzycieli, postępowanie jej zemną nabrało niewypowiedzianej czułości. Pieszczoty jej z początku mnie uspokoiły, ale wkrótce spojrzałem na nią tym samym wzrokiem jaki odstraszył jej córki. Poznała co się działo we mnie, zmieszała się i spojrzenia jej unikając moich, padły na nieszczęsne pudełko. Wzięła kilka cukierków i odeszła, niebawem jednak wróciła, okryła mnie pieszczotami i ściskała w swoich objęciach nazywając synem.
Opuściła mnie z przykrem uczuciem jak gdyby chciała była sama się przezwyciężyć. Pomieszanie moich zmysłów dochodziło do szaleństwa. Czułem jak ogień krążył mi po żyłach, zaledwo widziałem co się koło mnie działo, krwawy jakiś obłok rozpinał się przed memi oczyma.
Wyszedłem drogą na taras, drzwi od pokoju dziewcząt były na wpół otwarte, niemogłem powstrzymać się i stanąłem na progu. Zmysły ich były w daleko większym bezładzie od moich. Przeląkłem się, chciałem wyrwać się z ich objęć, ale nie miałem na to