Zapytałem go do jakiego kościoła chciał teraz się udać? Nazwał mi jakiegoś świętego. Ofiarowałem że go zaprowadzę krótszą drogą i zaprowadziłem go tak że się nie spostrzegł w ciasną uliczkę. Stanąwszy tam, dobyłem szpady, pewny że nikt nam nie przeszkodzi, wszyscy bowiem tego dnia znajdowali się w kościołach.
Kommandor, także dobył szpady, ale wkrótce zniżył ostrze: «Jakto — rzekł — w wielki piątek?» Niechciałem go słuchać «Racz Señor uważać, dodał, że od sześciu lat przeszło nie byłem u spowiedzi. Przeraża mnie stan mego sumienia. Za trzy dni.»
Zwykle jestem spokojnego sposobu myślenia, a wiesz że ludzie tego charakteru, raz przyprowadzeni do ostateczności nie mogą się już upamiętać. Zmusiłem kommandora że musiał się złożyć, ale sam nie wiem jaki przestrach rozlał się po jego twarzy. Oparł się o mur, jak gdyby przewidując że upadnie, zawczasu szukał był oparcia
W istocie, od pierwszego ciosu, utopiłem mu szpadę w piersiach. Pochylił ostrze, zatoczył się na mur i rzekł umierającym głosem: «Przebaczam ci, oby niebo chciało równie ci przebaczyć. Zanieś moją szpadę do Tête--
Strona:PL Jan Potocki - Rękopis znaleziony w Saragossie 05.djvu/202
Ta strona została uwierzytelniona.