Foulque i każ zmówić za moją duszę sto mszy w kaplicy zamkowej. Wyzionął ducha. W pierwszej chwili niezważałem na jego ostatnie wyrazy i jeżeli później przypomniałem je sobie, było to dla tego żem je powtórnie usłyszał. Złożyłem moją deklaracyą w zwykłej formie i mogę rzec że przed światem pojedynek mój wcale mi nie zaszkodził. Niecierpiano kommandora i uznano że zasłużył na swój los. Sądziłem jednak że zgrzeszyłem przed Bogiem, zwłaszcza uwłaczając świętości sakramentów i sumienie moje czyniło mi gorzkie wyrzuty. Trwało to przez ośm dni. W nocy z piątku na sobotę, nagle obudziłem się i pojrzawszy do koła zdało mi się że nie byłem w moim pokoju ale że leżałem na bruku w ciasnej uliczce. Zdziwiłem się niepomału gdy ujrzałem wyraźnie kommandora opartego o mur. Widmo zdawało się dobywać nadprzyrodzonych sił i rzekło: «Zanieś moją szpadę do Tête-Foulque i każ zmówić za moją duszę sto mszy w kaplicy zamkowej.» Zaledwie usłyszałem te słowa, gdy wpadłem w letargiczny sen. Nazajutrz, obudziłem się w moim pokoju i w mojem łóżku, ale zachowałem jak najdokładniej wspomnienie mego widzenia.
Strona:PL Jan Potocki - Rękopis znaleziony w Saragossie 05.djvu/203
Ta strona została uwierzytelniona.