nikogo nie było przy kominie. Wszedłem śmiało, ale postąpiwszy kilka kroków, cóż ujrzałem na środku zbrojowni? Miłościwy Taille-fer w wojowniczej postawie, składał się do mnie końcem swojej szpady. Chciałem uciec na schodki, ale we drzwiach stała mara koniuszego, która rzuciła mi rękawicę pod nogi.
Nie wiedząc co począć, pochwyciłem pierwszą lepszą szpadę ze ściany i rzuciłem się na mego fantastycznego przeciwnika. Zdawało mi się nawet żem go przeszył na wylot, ale w tej samej chwili odebrałem uderzenie nad sercem które sparzyło mnie jak gdyby rozpalone żelazo. Krew moja zalała posadzkę i padłem bez zmysłów.
Obudziłem się nazajutrz w pokoju murgrabiego, który widząc że nie powracam, wziął święconej wody i przyszedł po mnie. Znalazł mnie rozciągniętego bez przytomności na podłodze. Spojrzałem na piersi, nie miałem żadnej rany i cios który zdało mi się żem otrzymał, był tylko skutkiem obłędu. Murgrabia o nic mnie nie pytał, ale radził abym niezwłocznie opuścił zamek.
Poszedłem za jego radą i udałem się drogą do Hiszpanji. Ósmego dnia stanąłem
Strona:PL Jan Potocki - Rękopis znaleziony w Saragossie 05.djvu/210
Ta strona została uwierzytelniona.