w Bajonie. Przybyłem tam w piątek i zamieszkałem w znajomej mi gospodzie. Sród nocy, nagle obudziłem się i ujrzałem przed sobą miłościwego Taille-fera który składał się do mnie swoją szpadą. Przeżegnałem się znakiem krzyża świętego i widmo rozwiało się oparem. Wszelako uczułem to samo uderzenie które otrzymałem w zamku Tête-Foulque. Zdawało mi się że krew mnie zalała, chciałem wołać o pomoc, uciec z łóżka, ale jedno i drugie było mi niepodobnem. Ta niewypowiedziana męczarnia trwała aż do pierwszego zapiania koguta; wtedy zasnąłem, ale nazajutrz zdrowie moje było w stanie godnym politowania. Odtąd, co piątek to samo widzenie się powtarza, wszelkie pobożne uczynki nie mogły go oddalić. Smutek mój spycha mnie do grobu; legnę w nim i nie zdołam wydobyć się z pod władzy szatana; słaby promyk nadziei w miłosierdziu boskiem, utrzymuje mnie jeszcze i dodaje sił do znoszenia moich cierpień. —
Na tem kommandor Toralwa skończył swoją powieść, albo raczej pielgrzym potępiony, który rozpowiedziawszy ją Cornadezowi, temi słowy ciągnął dalej własne przydody.
Strona:PL Jan Potocki - Rękopis znaleziony w Saragossie 05.djvu/211
Ta strona została uwierzytelniona.