zadziwienie moje jeszcze się powiększyło. W głębi pokoju postawiono stół, ubrano go jak ołtarz i oświecono.
Wszedł ksiądz z dwoma panami którzy zdawali się być świadkami obrzędu, brakowało tylko nowożeńca. Usłyszałem stukanie do mych drzwi i głos ochmistrzyni która mi rzekła: «Czekają na ciebie Señor, nie sądzę bowiem abyś chciał sprzeciwiać się rozkazom księżniczki.»
Poszedłem za ochmistrzynią, Panna młoda nie zdejmowała zasłony. Położono jej rękę w moją, słowem pożeniono nas. Świadkowie złożyli mi życzenia szczęścia, równie jak mojej małżońce, której oblicza nie widzieli i odeszli. Zostałem się sam z moją żoną w pokoju słabo oświeconym promieniami księżyca. —
Gdy cygan domawiał tych słów, jeden z jego bandy zażądał jego obecności. Odszedł i już go tego dnia więcej nie widzieliśmy.