mamki. Kobieta w bieli pokazała się z lampą w ręku, zbliżyła do kolebki, długo poglądała na dziecie, pobłogosławiła je, poczem stanęła w oknie i zaczęła patrzyć na mnie. Po chwili wyszła i ujrzałem światło na drugiem piętrze, nareszcie wydostała się na dach, lekko po nim przebiegła, przeskoczyła na sąsiedni i znikła z moich oczu.
Wyznaję że odchodziłem od przytomności. Nazajutrz z niecierpliwością oczekiwałem północy. Jak tylko wybiła, usiadłem w oknie. Wkrótce ujrzałem już nie kobietę w bieli, ale jakiegoś karła wchodzącego, z twarzą błękitnawą, jedną nogą drewnianą i lampą w ręku. Zbliżył się do dziecka, bacznie mu się przyglądał, następnie podwinąwszy nogi usiadł w oknie i zaczął z uwagą mi się przypatrywać. Niebawem z okna zeskoczył na ulicę albo raczej ześliznął się i jął lekko stukać do moich drzwi. Z okna zapytałem go kim był i czego żądał: Zamiast odpowiedzi, rzekł: «Don Juanie Avadoro, weź szpadę i kapelusz i pójdź za mną.» Uczyniłem co chciał, zszedłem na ulicę i widziałem karła o dwadzieścia kroków przedemną, kulejącego na swojej drewnianej nodze i pokazującego mi drogę latarnią. Uszedłszy około stu
Strona:PL Jan Potocki - Rękopis znaleziony w Saragossie 06.djvu/039
Ta strona została uwierzytelniona.