Ta strona została uwierzytelniona.
DZIEŃ PIĘĆDZIESIĄTY SIÓDMY.
Oczekiwaliśmy jakichś ważnych wypadków. Cygan wysyłał posłańców na różne strony, z niecierpliwością wyglądał ich powrotu, na zapytania zaś kiedy ruszymy z miejsca, trząsł głową i odpowiadał że nie może z pewnością naznaczyć chwili. Pobyt w górach zaczął mnie już nudzić, radbym był czemprędzej przybyć do pułku, ale pomimo najszczerszej chęci musiałem jeszcze przez jakiś czas się zatrzymać. Jeżeli jednak dzień upływał nam dość jednostajnie, natomiast wieczory uprzyjemniało towarzystwo naczelnika w którym coraz nowe odkrywałem zalety. Ciekawy dalszych jego przygód, tym razem sam go już prosiłem aby zaspokoił naszą ciekawość, co też uczynił w tych słowach: