nad wieczorem zaś sam Toledo przyszedł, niosąc pod pachą wielką plikę listów, lub też co w polityce nazywają, depesze. Nazajutrz wracałem już z poselstwem do arcyksięcia Don Carlosa. Zastałem jego cesarzowiczowską mość w Wiedniu. Skoro tylko oddałem mu depesze, natychmiast zamknięto mnie w osobnym pokoju, tak samo jak w Malcie. Po upływie godziny, sam arcyksiąże przyszedł do mnie, zaprowadził do cesarza i rzekł: «Mam zaszczyt przedstawienia waszej cesarsko-apostolskiej mości, margrabiego Castelli, szlachcica sardyńskiego i zarazem upraszania dla niego o klucz szambelański.»
Cesarz Leopold, nadając swojej dolnej wardze jak najłagodniejszy wyraz, zapytał mnie po włosku, od jak dawna opuściłem Sardynyą?
Niebyłem przyzwyczajony do rozmawiania z monarchami a jeszcze mniej do kłamstwa, za całą więc odpowiedź, skłoniłem się głęboko. «To dobrze — rzekł cesarz — przyłączam WPana do świty mego syna.» Tym sposobem od razu, chcąc nie chcąc, zostałem margrabią Castelli i szlachcicem sardyńskim.
Tego samego wieczora, dostałem nadzwyczajnego bólu głowy, nazajutrz gorączki, we dwa dni zaś potem, ospy. Zaraziłem się nią
Strona:PL Jan Potocki - Rękopis znaleziony w Saragossie 06.djvu/080
Ta strona została uwierzytelniona.