Strona:PL Jan Sten - Jeden miesiąc życia.djvu/064

Ta strona została przepisana.
Dnia 13 stycznia.

Nie dostałem nigdy w twarz — lecz zdaje mi się, że pręgi policzka pieką mniej od drogi, którą ściekły mi te łzy. Kilka razy podchodzę do lustra, aby spojrzeć, czy twarz jeszcze gładka, czy nie tryśnie z niej smugami krew. Wstyd płomienny położył mi na lica rozognione palce, i ciśnie i pali.
Wczoraj zachęcony moim przykładem Poliński urządził również mały wieczorek. Ma on tu mniej znajomych, więc byliśmy tylko en famille, we czworo. Przy kolacyi Poliński i ja staraliśmy się zabawić tych gości, lecz było to niemożliwe: oni najlepiej bawią się sami — pocałunkami.
Dopiero wczoraj zrozumiałem z całą dokładnością, że niczem, niczem nie zwrócę jej uwagi. Wprost nie tylko nie mógłbym wyrwać jej miłości, ale teraz nie mogę jej zmusić nawet do tego, aby choć na chwilę zapomniała, że jest zakochaną. W niej zabita jest do szczętu wszelka ciekawość, ma raz na zawsze spuszczone powieki. Choćbym głowę roztrzaskał przed nią, nie zobaczy tego nawet.
Gdy sprzątnięto ze stołu, Poliński u nóg jej położył dużą skórzaną poduszkę; Władek, niby żartując, ukląkł zaraz na niej, a myśmy się dyskretnie usunęli w drugi koniec pokoju i pali-