Działać można tylko powoli, zwolna, krok za krokiem, jak fala, która pieści i podmywa brzegi, zanim je zatopi. Należy im nie odmówić tej przyjemności, którą tak lubią, i żyć z nimi, jak najbliżej. Trzeba wejść do tej rodziny... we troje, aby później zostać można bez trzeciego.
Ta droga jest przykra i grozi mi paleniem skroni przez czas długi, lecz jest jedyna, a zatem dobra.
Będzie to... ćwiczenie z algebry psychologicznej.
Wczoraj byłem z nimi w teatrze. Kupiłem bilety; dla Zaleskiej przyniosłem mój zwykły bukiecik. Działałem w myśl swego planu, choć coraz więcej widzę, że contra spem spero. I on, i ona są jakby opętani; wszystko, co się koło nich dzieje, dochodzi ich, jakby stłumione i dalekie. Szedłem przy niej, ale wszelka rozmowa, zarówno we dwoje, jak i we troje rwała się bez przerwy, jak między obcymi. Były chwile w tej drodze, że mi ręce drżały, jakgdybym chciał schwycić — wroga lub siebie — za gardło i zadusić. W teatrze oni mieli oczy spuszczone i trzymali się za ręce pod parapetem. Ja... ja słuchałem opery i na moją duszę, nie przeszkadzałem im wcale. Wracając mówiliśmy trochę więcej... o muzyce, o poezyi,