Strona:PL Jan Sten - Jeden miesiąc życia.djvu/072

Ta strona została przepisana.

o sztuce. Władek, który nieco ochłonął i bardzo lubi moje wiersze, prosił mię, abym im coś powiedział. Naturalnie zgodziłem się chętnie i powiedziałem ten smutny, napisany na Wiliją.

Na niebie mojem chmury...

Wiersz się jej podobał, tylko się dziwiła, czemu piszę takie rzeczy ponure i rozpaczliwe. Czy mi źle z nimi, wśród przyjaciół? Piekło! Ale Władek, który mię kocha coraz więcej, ogłosi mię niedługo za pierwszego poetę w Polsce.
Kiedyśmy doszli do domu, Zaleska przypomniała sobie, że nie kazała zapalić w piecu i w pokoju będzie zimno. Władek wszedł z nią na górę, aby rozpalić ogień. Czekałem na niego kilka minut, aż wreszcie znudziło mi się stać na mrozie, znudziło czysto fizycznie — i odszedłem. Chodziłem długo nad Sekwaną i myślałem. Myślałem, dla czego Sekwana nie zalewa brzegów.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Przed chwilą wyszedł ztąd Poliński. Przybiegł z plotką. Spotkał się na obiedzie z Turskim. Turski był strasznie zgorączkowany: biega po wszystkich urzędach Paryża, wyrabia dla siebie i narzeczonej dokumenty.
Ślub odbyć się ma koniecznie jeszcze w tym miesiącu.
Czy rozumiesz?
Czy rozumiesz, ty podła, trupia masko!?