domości były pomyślniejsze jeszcze niż w fabryce. Zaraz na wstępie powitał go pomocnik chemika radosną nowiną, że nowa farba »trzyma«. Nowa farba była własnym pomysłem dyrektora, który od dawna się trudził, aby drogą, rektyfikowaną benzynę tańszymi materyałami zastąpić. Długie były niepowodzenia, zanim przed tygodniem udało się otrzymać równie piękny błękit, jak ten, który znacznym kosztem z zagranicy sprowadzano. Pozostawało zbadać, czy barwnik da się do tkanin zastosować. Dyrektor zrzucił marynarkę, wdział ceratowy fartuch, i z namaszczeniem zasiadł do pracy przed stołem zastawionym próbkami, kolbami, flaszkami. Robota aczkolwiek nie trudna, zajęła jednak dość czasu. Trzeba było z każdej flaszki wylać kropel parę na długie zabarwione nową farbą paski sukna, suszyć je na słońcu, badać przez szkła, zapisywać i porównywać rezultaty. To też kiedy dyrektor próby swoje skończył i z lubością na fotelu się przeciągnął — było południe. Rozległ się dzwon oznajmiający robotnikom obiad i godzinny odpoczynek. Dyrektor spojrzał na zegarek, przekonał się, że sygnał obiadu dany został punktualnie i zaczął się namyślać, co robić z dwiema godzinami, które mu jeszcze do chwili obiadu pozostawały. Pracę skończył, do domu nieuporządkowanego wracać nie lubił, zdecydował się więc wstąpić do biblioteki.
Strona:PL Jan Sten - Jeden miesiąc życia.djvu/076
Ta strona została przepisana.