był jego uniwersyteckim kolegą, i dźwięk tego nazwiska odrazu przerzucił mu myśli o dwadzieścia lat wstecz, w dawno upłynione chwile wspólnie spędzonej młodości.
Napróżno próbował czytać dalej. Wspomnienia, pełzając jak węże, jedno po drugiem wślizgiwały mu się w duszę. Odłożył gazetę, machinalnie podszedł do okna, spojrzał na podwórze, gdzie grupami siedząc na cegłach obiadowali robotnicy, i począł chodzić zwolna po pustej, cichej sali.
Przeszłość daleka i zwykle zamglona, odżywała nagle w oderwanych obrazach jaskrawych i światła pełnych. Przemyślane marzenia, uczucia przecierpiane, zdarzenia przeżyte, to, co powiązane i spojone, zda się, w jedną całość, stanowiło jego przeszłość, jego życie, powstawało rozbite na części i porozrywane: jedno życie rozkładało się na sceny obce sobie, jak figury kalejdoskopu.
Jak dawno, jak dawno był tym młodzieńcem, pełnym wygórowanych acz nieświadomych nadziei, niespełnionych marzeń, młodzieńcem, któremu wolno nie mieć jeszcze wspomnień, żelaznym ciężarem kładących się na duszę! I wyobraźnia rysowała mu własną jego postać, nie tę, jaką widział w lustrze i której kłaniali się obywatele pabianiccy, lecz tę, która tam przed laty, w starych murach akademickiego grodu, myślała i żyła, cieszyła się z pochlebstw przy-
Strona:PL Jan Sten - Jeden miesiąc życia.djvu/078
Ta strona została przepisana.